33. Maraton Warszawski (biegowy)

Niedziela, 25 września 2011 · Komentarze(0)
W roli rowerowej asysty (pomocy medycznej, serwisu i bufetu) - podziwiwszy liderów po początkowej pętli (8 km: Pl. na Rozdrożu, Al. Ujazdowskie, Bagatela, Marszałkowska, Piękna, Krucza, Al. Jerozolimskie, Pl. na Rozdrożu), ruszyłam z Agrykoli na wysokości Łazienek za grupą na czas 3:20.
Bez doświadczenia (pierwszy maraton biegowy) nie spodziewałam się takiego luzu i bezpośredniego dostępu do mojego zawodnika (i męża w jednej osobie); duże ułatwienie. [Spore znaczenie znów miała też bluza kolarska - z zaopatrzeniem energetycznym w kieszeniach].

Myśliwiecka, Czerniakowska, Gagarina - dobry klimat, zapas sił, pozytywna perspektywa, mimo pojawiającego się bólu kolana. Spokojne tempo 12-13 km/h Superbębniarze.

Sobieskiego, Beethovena, Witosa, Sobieskiego, Wilanowska, Arbuzowa z arbuzami na bufecie i niedługim odcinkiem "w terenie". Tu podobno nastąpił przełom (sił i wrażeń - z tendencją w dół).
Sama zaczęłam powątpiewać w swoją rację bytu tutaj - bufety z pomocą medyczną zwyczajowo rozmieszczone były co 5 km, a ja tylko plątałam się zawodnikom między nogami.

Nowoursynowska, Rosoła, jakieś grzybowe, Przekorna - dla mnie z cudownym chłodem lasu.

Przyczółkowa, Wilanowska - między 30. i 31. km alarm - potrzebny spray chłodzący i opaska na kolano. Kontakt bardziej zdawkowy, większe skupienie.

Sobieskiego - może dwuletni malec z banerkiem "GO, MAMA". Słodkie. I fajne reggae.
Około 39. km odpadła grupa na 3:20, Daniel został z chyba młodszym zawodnikiem (3. bieg w maratonie), Tomkiem. Tempo wzrosło ponad 13 km/h. Wstąpił we mnie podziw.

Witosa, Czerniakowska - temperatura chyba sporo się podniosła od rana, więc pojawili się pierwsi Filipidesi; mocne wrażenie.

Łazienkowska - szara skóra na buzi, zapadłe oczy i sylwetka konsystencji cienia Daniela wywołały u mnie łzy współczucia połączonego z wielkim szacunkiem. Trochę się bałam. Tomek zdecydował się na finisz. Daniel biegł już sam, a ja pędziłam z aparatem na metę (upewniwszy się, że wszystko w porządku - w domyśle - na tyle, na ile to możliwe).

Myśliwiecka - dla mnie to była walka z czasem o miejsce do robienia zdjęć. I ulga, że Daniel dobiegł - z genialnym czasem 3:18.

Później nie miał siły usiąść, stać, leżeć.

.

Ponieważ duch rywalizacji opuścił mnie chyba już przy narodzinach, naprawdę wzruszałam się spokojem, dystansem, wyciszeniem i swobodą biegaczy. Cudowna atmosfera wewnątrz, rozmowy, wymiana doświadczeń, bardzo równe tempo.

Dla mnie kiedyś też tak się to pewnie skończy (bieganiem maratonów), trochę więc tak pozytywnie zazdrościłam [wcale nie kuło], że Daniel ma już za sobą tę "cezurę dorosłości" / "bardziej dorosłą fazę dorosłości", pokonywanie w głowie tego wszystkiego, co się pokonuje podczas pierwszego maratonu, całe to przewartościowanie, przeżycie wewnątrz. 42,195 km, które zawdzięcza zupełnie sam sobie, swojemu ciału, z którym jest pełną harmonią skupioną na jednym celu, maksymalnie na niego nastawioną.

Jak zawsze, dla mnie znów jest guru.

Komentarze (0)

Nie ma jeszcze komentarzy.
Wpisz trzy pierwsze znaki ze słowa razpr

Dozwolone znaczniki [b][/b] i [url=http://adres][/url]