Zamieniwszy na urlopie swój pancernik na starsze i mniej ściganckie modele Wigry 3 na przemian ze stalowym Arkusem z koszem - w celach wycieczkowania po okolicy (Siemiatycze, Mielnik nad Bugiem, Janów Podlaski), kapek się rozleniwiłam. Średnia prędkość spadła mi pewnie w okolice 15 km/h, ale przyjemność pozostała niezmiennie ta sama (kwestię komfortu pomijam).
Z planów:
- testów porównawczych SPD,
- podrasowania nadwyrężonego osprzętu,
- kilku treningów technicznych,
- testu wydolności
- i czasówki na 5 km
udało mi się zrealizować:
- chyba w końcu ostateczny dobór pedałów (subtelny Author),
- instalację paru nowiuśkich komponentów (mężowska decyzja i później ręka: korba Truvativ, przerzutki Deore i SLX, klamkomanteki Deore),
- kilka podjazdów na działeczce,
- próbną jazdę po piachu
- i właśnie czasówkę na 7,65 km, którą właściwie można podciągnąć pod test wydolności.
Z planów nierowerowych - norma wyrobiona w 100%:
- Ålesund w 1000 puzzli złożone w całość,
- 13 słoików przetworów z pyszniastych papierówek + parę pudełek szczawiu na zimę + carbonara z wiejskiej śmietany,
- ogarnięcie przeterminowanych maili,
- wysypianie w ilościach wręcz ponadnormatywnych.
Z planów zawodowych -x-x
Na urlopowej końcówce zamiast spinać się wyjazdem do Ełku (który - jak wnioskuję - do szałowych Mazovii chyba nie należał), próbowałam nowe cacuszka. Co do sprzętu jestem tradycjonalistką, wprost konserwą - obawiałam się, że dostanę zupełnie inny rower, z którym się wzajemnie nie poczujemy. Błąd. Chyba już zaufałam wrażliwym w końcu pedałom, przyswoiłam dziewięć rzędów i kombinację dźwigni przerzutki (bez cyferek!) z dźwignią hamulca, spodobał mi się nowy kokpit, a dłuższe korby (17->17,5 cm) - nie odnotowałam, żeby dawały mi się we znaki.
Tuż przed ulewną burzą ruszyłam sprawdzić organizm na niedużej pętelce. Po szybkim, acz wyboistym szuterku (niedoregulowana przerzutka), leśnej dwuśladówce (hamowanie przed czerwonym Matizem) poprzecinanej błotem, znów szuterku, leśnej wznoszącej się dróżce (korzenie), krótkim asfalcie, znów lesie (mówią, że tu - na błotach - straszy diabeł), wsiowej asfaltówce pod górę, polnych piaskach - wjazd w asfalt znów przyblokowało mi auto. 7,65 km w 18 minut - bez szału, ale ten czas przejazdu - z tętnami 180 uderzeń średnim i 195 maksymalnym - pozwolił potwierdzić strefy prawidłowo wyznaczone na podstawie danych z maratonów.
A jeszcze dzień wcześniej na treningu wytrzymałościowym z trudnością wchodziłam w strefę i uznałam przeprowadzenie testu za mało możliwe.
Do wielkich zalet tutejszego mikroklimatu zaliczam - oprócz wysypiania i lepszego przyswajania napojów wyskokowych - chyba mniejsze zakwaszanie mięśni mimo codziennych jazd.